Po latach nie lubienia, być może przez to, że kobiety zbyt obficie się nim zlewały i niedobrze się człowiekowi robiło, naszło mnie żeby dać mu szansę. Psiknęłam w Douglasie i kupiłam na grupie używkę z 2008 roku, bo czytałam, że wcześniejsza wersja jest o wiele piękniejsza. Zakochałam się. To chyba jedyne perfumy, które tak na mnie dzialają. Aż mam ochotę sama siebie schrupać. W ciągu 2 miesięcy kupiłam jeszcze 3 flaszki, z 2000, 2012 i 2018 roku. Wszystkie upolowane na grupach perfumeryjnych. Wersja z 2000 roku, to przepiękna czekolada i ziemista paczula. Wystarczy jeden psik na kark i po dobie, bo włosy myję codziennie rano, czuć jeszcze go we włosach. Kolejne wypusty już są ciut inne, ale równie piękne. Najnowszy też jest ładny, tylko tej czekolady aż tak nie wyczuwam. No i trwałość mniejsza, Polecam polować na stare wersje, da się.
Przejdź do recenzji